Recenzja filmu

Kokainowy miś (2023)
Elizabeth Banks
Keri Russell
Alden Ehrenreich

Biały Miś

Banks w krótkim czasie udowodniła, że interesuje ją przede wszystkim robienie kina gatunkowo-rozrywkowego. Powiem więcej – "Kokainowym misiem" Banks z radością zabiera się nie tylko za akcję, ale
Biały Miś
Choć Elizabeth Banks kojarzy się nam przede wszystkim z aktorstwem (jedna z jej najbardziej rozpoznawalnych postaci to Effie Trinket z serii "Igrzyska śmierci"), to od lat artystka stara się zbudować dla siebie pozycję w świecie reżyserii i filmowej produkcji. Na jej reżyserskim koncie odnajdziemy takie produkcje, jak "Pitch Perfect II" czy nowe "Aniołki Charliego". Banks w krótkim czasie udowodniła, że interesuje ją przede wszystkim robienie kina gatunkowo-rozrywkowego. Powiem więcej – "Kokainowym misiem" Banks z radością zabiera się nie tylko za akcję, ale również za horror i komedię. Ten potrójny narracyjny axel to bardzo ryzykowna figura, na której niejeden twórca sromotnie poległ. Jak poradziła sobie Banks?



Reżyserka inspiruje się makabryczną historią z połowy lat 80., kiedy to w wyniku katastrofy samolotu handlarza narkotyków pewien niedźwiedź zaćpał się na śmierć spożytą w lesie kokainą. Z nieba spadło wówczas na ziemie Tennessee ponad 30 kilo towaru. Trudno stwierdzić, ile dokładnie misiu zjadł, ale wszystkie organy miał wyżarte i przepalone. "Kokainowy miś" Elizabeth Banks przybiera formę revenge story – z przypadkowej, jakże pechowej ofiary nasz niedźwiedź (a właściwie niedźwiedzica) przemienia się w żądną krwi, nieprzejednaną, slasherową bestię. W filmie Banks rzeczywiście mamy do czynienia z jednym z bardziej przerażających niedźwiedzi atakujących człowieka od czasu "Zjawy" Inarritu (trudno zapomnieć o zmasakrowanym ciele Leonarda DiCaprio). Coś jest w ogóle na rzeczy z tymi zabójczymi uszatkami – za rogiem na polską widownię już się czai "Puchatek. Krew i Miód"…

Elizabeth Banks ma ewidentnie słabość do wielowątkowych konstrukcji narracyjnych. Z jednej strony ekipa szemranych bandziorów poszukuje zaginionego towaru, z drugiej zaś – zatroskana matka wypatruje zaginionej córki, która akurat tego dnia zdecydowała się pójść w niewłaściwe miejsce na wagary. W tle kręcą się zakochani w leśnej naturze turyści i nie zawsze kompetentni przedstawiciele władz. Nikt nie jest bezpieczny; trup naprawdę ścieli się tu gęsto.



"Kokainowy miś" ma być w założeniu tworem zabawno-strasznym, niezwykle samoświadomym użytych konwencji, klisz i cytatów. I rzeczywiście mamy w filmie sekwencje niesamowite, prawdziwe perełki, które przywołują na myśl "Park Jurajski" na kwasie. Myślę o scenach z ambulansem, ratownikami i atakującym zaciekle misiem. Myślę o tym, jak tytułowy miś jest naprawdę świetnie zrobiony. Myślę w ogóle o scenach z rewelacyjną Margo Martindale. Myślę też o (ostatnich niestety) scenach, jakie w kinie możemy zobaczyć z udziałem genialnego Raya Liotty. Ciekawe chwyty i ujęcia można wyliczać, ale "Kokainowy miś" nie porywa jako całość. 

Przewidywalna całość staje się wręcz nużąca, a co najgorsze – przestaje być śmieszna. W drugiej połowie filmu cały ten "kryształowy spektakl" ogląda się jak zza szyby. Trudno jakkolwiek przejąć się relacjami rodzinnymi – czy to ludzkimi, czy to niedźwiedzimi. Szkoda, że reżyserka nie poświęciła więcej miejsca na relację matki poszukującej córki, miała ona w sobie większy potencjał niż to, co widzimy ostatecznie na ekranie.
Elizabeth Banks zrobiła w pandemicznym chaosie film, którego motywem przewodnim jest chaos. Reżyserka udowodniła, że potrafi inscenizować złożone sceny akcji, szafować warsztatem. Ale ciągle jej opowieściom brakuje tego czegoś, tego jednego "bijącego serca", które sprawiłoby, że mielibyśmy ochotę do tych historii chętnie powracać niczym filmowy niedźwiedź do kokainy.
1 10
Moja ocena:
5
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones